poniedziałek, 9 września 2013

Dzień 6. W tajemniczej piwnicy/ Dzień 7. Spotkania mniej lub bardziej oczekiwane

Dzień 6.

To był intensywny dzień. Zaczęło się, jak zwykle, niewinnie. Rano dziarsko wyruszyłyśmy na zwiedzanie synagogi gruzińskich Żydów. Jak już wcześniej czytaliście, znajduje się ona o rzut beretem od naszego nowego gniazda.


Synagoga w Tbilisi (jedna z trzech)

Brama do synagogi

Rabini

Wnętrze synagogi

Wnętrze synagogi

"Czaszka", czyli jeden z najsławniejszych tbiliskich Żydów

Synagoga na obrazie w "gabinecie" Czaszki

Czaszka i jego przyjaciel Gruzin. Wino koszerne, ormiańskie, ale gruziński toast był.

Czaszka z podpisem na drzwiach.

Wnętrze synagogi

Czaszka w synagodze
Następnie ruszyłyśmy na spotkanie z naszymi Gruzinami. Niestety, nie było całej grupy, w tym Levana, czyli wykładowcy naszych przyjaciół, ale i tak udało nam się omówić najważniejsze kwestie. Po spotkaniu Julia i Giorgi ruszyli do biblioteki na łowy, a Asia, Małgosia, Iva i Elene do Zuraba, a właściwie do jego ojca - Abrama Bazeliego. Abram jest sławnym gruzińskim projektantem - ale przede wszystkim jednym z największych orędowników współistnienia kultury żydowskiej i gruzińskiej. Jego stroje - głównie suknie nawiązują zarówno do tradycyjnych ludowych wzorów Gruzji, jak i do symboliki żydowskiej (odnajduje ją nawet w gruzińskiej czosze).
O Abramie możecie przeczytać m.in. tutaj: 
http://www.georgiatoday.ge/article_details.php?id=11012

Małgosia miała okazję przymierzyć jeden ze strojów Abrama, i filmik z jej zadowoloną miną przyjdzie do historii. Jednak jako że troszczymy się o wzrok naszych czytelników filmik ten nie ujrzy światła dziennego.
Abram pokazuje swoje zdjęcie z prezydentem Szewarnadze

Jedne z projektów Abrama

Projekt Abrama

Abram pokazał nam również swoje rysunki, które miały stanowić ilustrację eposu "Rycerz w tygrysiej skórze", jednak z powodów finansowych stroje te od dziesięciu lat czekają na realizację.

Po tym jakże interesującym, ale wyczerpującym spotkaniu wróciliśmy do synagogi, ponieważ miał tam na nas czekać Cziaszka. Niestety, ponieważ nasza praca się przedłużyła, jechał już do domu. Jako że nasze plany na wieczór w ten sposób wzięły w łeb, Tamar zabrała naszą ferajnę do bardzo sympatycznego miejsca ze świetnym widokiem na Tbilisi.
Ów widok

W drodze do hostelu złapał nas deszcz, w związku z czym brak ciepłej wody nie stanowił żadnego problemu.

Dzień 7.

Kiedy z perspektywy patrzymy na plan tego dnia, cały czas mamy wątpliwości, czy coś nie zdarzyło się kiedy indziej. Niemożliwe, żebyśmy naprawdę zrobiły to wszystko jednego dnia.

Ten głaz podobno służył Żydom do celów rytualnych, potem zaś został przeniesiony na teren ormiańskiej cerkwi
Zaczęłyśmy dzień od pojechania do Mcchety. Jest to starożytna stolica Gruzji, dawniej również centrum osadnictwa żydowskiego. Z Mcchetą i Żydami związanych jest parę podań, jednak ze względu na pazerność pani przewodnik nie możemy dokładnie powiedzieć jakie. Podejrzewamy jednak, że nie powiedziałaby nam nic poza to, co wiemy: że jednymi z pierwszych nawróconych na chrześcijaństwo w Gruzji byli Żydzi, że gruzińscy Żydzi przynieśli całun, którym okryte było ciało Chrystusa i że gruzińscy Żydzi nie brali udziału w ukrzyżowaniu Jezusa.

Mchceta. Po prawej nieczynne muzeum.
Gruzja ma to do tego, że bardzo trudno jest tu cokolwiek zaplanować. Tak też zdarzyło się w naszym wypadku, gdyż muzeum, które zamierzałyśmy odwiedzić, zastałyśmy zamknięte na cztery spusty. Obejrzałyśmy więc jeden mały klasztor i jeden duży klasztor (z pazerną panią przewodnik, która wypaplała jednak wcześniej opowieść o całunie, podejrzewamy więc, że to była znana przez nas historia). Gdy pytałyśmy o muzeum i o Żydów jedna pani powiedziała, że kiedyś było ich tu bardzo dużo, i kiedy słyszy hebrajski to porusza to jej duszę i serce - stwierdziła więc, że może i ma jakieś gruzińskie korzenie. Natomiast pan w stanie lekkiego podchmielenia, który koniecznie chciał nas zawieźć do innego klasztoru, kategorycznie stwierdził że tu nigdy żadnych Żydów nie było, bo on nie pamięta. Argumenty, że chodzi o tych sprzed 2000 lat niespecjalnie do niego trafiał.

Odwiedziłyśmy również lokalne biblioteki z nadzieją na upolowanie jakiejś ciekawej kniżki, bezsuktecznie niestety. Pani w bibliotece pomogła nam jednak w poszukiwaniach źródeł internetowych.

Następnym punktem naszego dnia było spotkanie z Bubą Kudavą - dyrektorem Narodowego Centrum Manuskryptów. Link możecie znaleźć w zakładce "Nasi partnerzy i sponsorzy". Buba opowiedział nam o działaniu Centrum. Niestety, okazało się, że dokładnego spisu dokumentów ani katalogu nie ma - jednak nie stanowi to problemu dla Buby i jego współpracowników. Wysyła nam teraz dokumenty, które dotyczą naszego projektu. Buba opowiedział nam również o swoim dzieciństwie i o synagodze w Bandze, odmówił jednak wywiadu. Wyposażył nas w piękne wydanie gruzińskich manuskryptów, liczne pocztówki i podręczniki z historii Gruzji dla 5 klasy :). Spotkaliśmy też grupę polskich stażystów, którzy przyrzekli, że jeżeli znajdą w dokumentach informacje, które nas interesują, dadzą nam znać. Także kolejni współpracownicy zaangażowani ;)

Po spotkaniu z Bubą ruszyliśmy z Ivą i Elene na jedzenie, co stało się już tradycją, i spotkaliśmy... naszych znajomych z hostelu w Kutaisi, którego z pewnością długo nie zapomnimy. Ponieważ wybieraliśmy się na Rosz Haszana, czyli żydowski Nowy Rok, zaprosiliśmy ich do wspólnego świętowania.

Ostatnim punktem tego dnia było spotkanie z tbiliskim rabinem, który opowiedział nam o zwyczajach gruzińskich Żydów i o swojej rodzinie. Wywiad był o tyle interesujący, że odbywał się on nocą w synagodze. Na koniec rabin podarował nam książki z modlitwami po hebrajsku i gruzińskim tłumaczeniem.

Nie byłybyśmy jednak sobą, gdyby w naszej opowieści zabrakło jakiegoś malowniczego elementu. Tym razem był to mroczny Fin wymachujący kindżałem w hostelu.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz