wtorek, 3 września 2013

Dzień 4. Gdy szukasz, a nie możesz znaleźć/ Dzień 5. Jakby było wszystko zgodnie z planem, to byłoby nudno

Dzień 4.

Czwartego dnia naszej wędrówki szlakiem kartveli ebraelebi udałyśmy się do Muzeum Narodowego Tbilisi. Było dość późno, ponieważ trzeba było uzupełnić dokumentacje z poprzednich dni. 

W Muzeum Narodowym odbyła się swego czasu wystawa związana z gruzińskimi Żydami. Niestety, była to wystawa czasowa, jednak udało nam się zobaczyć katalog z wystawy dzięki Elene, Gruzinki z naszej grupy, która pracuje jako menedżer kultury w muzealnych sklepikach.

Julia na ławce przy stacji Rustaveli
W samym Muzeum znajduje się parę bardzo ciekawych wystaw. Dzięki nim można poznać unikalną historię i różnorodność etnosu Gruzji - poprzez stroje, broń. Chyba największe wrażenie zrobiła na nas kolekcja biżuteria i wyroby jubilerskie od Kolchidy do XIX w. Gdy naglącymi spojrzeniami strażnikom udało się w końcu nas wywabić z tego raju estetów, przeszliśmy wraz z Ivem do wystawy poświęconej okupacji sowieckiej w Gruzji. Tam Iva opowiedział nam o jednym z rozstrzelanych artystów, który wykonał szkice do sztuki napisanej przez gruzińskiego Żyda. 

Na polepszenie humoru wchłonęliśmy górę chinkali, dopychając jeszcze adżarskim chaczapuri. Zdecydowanie podoba nam się ten sposób poznawania gruzińskiej kultury - jednak, nad czym niezmiernie ubolewamy, każdego dnia nie można mieć święta. 

Elene zaproponowała nam spacer Aghneszenebeli - niedawno odrestaurowaną ulicą praktycznie w centrum miasta. Również tam nie było dane nam zapomnieć o naszej misji.


Dom zbudowany na życzenie starszego pana, który był Żydem. Niestety, zmarł, i obecnie dom jest na sprzedaż.



Dzień 5.

Wczoraj dostałyśmy nowych współlokatorów, nieszkodliwych na szczęście. My raczej też nie byłyśmy specjalnie uciążliwymi współlokatorkami. Tym bardziej, że czekała nas nowa przeprowadzka i, czego nie byłyśmy wtedy jeszcze świadome, nowa przygoda. Nie nauczone doświadczeniem ruszyłyśmy na przeprowadzkę do innego hostelu, co prawda nie mogącego się poszczycić warunkami Opery, ale ze względu na nasze długie eskapady powrót byłby znacznie ułatwiony. Poza tym, już wcześniej zarezerwowałyśmy miejsca.

Na uroczej ulicy Ninoszwili, gdzie zawracałyby tramwaje gdyby mogły, znajdował się przemysłowy budynek, wyglądający na opuszczoną fabrykę części do umywalek. Tak, nasz hostel. 

Próbując znaleźć wejście, okrążyłyśmy cały budynek. Gdy w końcu je znalazłyśmy, okazało się, że budynek jest naprawdę opuszczony i nikogo tam nie ma. Jak wyjaśniła nam pani sąsiadka, były tam problemy z wodą i prądem (jakie, to już istnieje parę wersji) i hostel jest zamknięty (od kiedy też trudno powiedzieć ze względu na niezgodność zeznać). Po naszym telefonie menedżer zaproponował nam miejsce w innym hostelu za tę samą cenę.

Podwiózł nas niejaki Nikoloz. Jak podsumował to potem Giorgi, jeśli będzie nawiązywać znajomości w takim tempie, wkrótce do naszej dyspozycji będzie prywatny samolot. Nikoloz póki co zaproponował daczę kolegi (i taaaaaką rybę) i pomidory.

Nowy hostel - Friends Hostel - leży w fantastycznym miejscu, tak mimo gospodyni, wobec której byłyśmy bardzo podejrzliwe, postanowiłyśmy zostać w tym że miejscu. Potem okazało się, że gospodyni jest bardzo miłą osobą i, odwrotnie niż Leyę z Kutaisi, raczej będziemy ją wspominać ciepło i z sympatią. Liliana, bo tak ma na imię, powiedziała nam również, że dom, w którym obecnie mieszkamy, należał kiedyś do Żydów.
Synagoga z tyłu
Witraż
Synagoga
Tablica informacyjna na synagodze
Ze względu na zamieszanie z hostelami bardzo późno dotarłyśmy do biblioteki. Z pomocą Giorgia zarejestrowałyśmy się w bibliotece - kart nie pokażemy ze względu na możliwy szkodliwy wpływ na naszych czytelników, a imię Małgorzata jest napisane z błędem :(. Udało nam się obejrzeć parę książek, parę innych zamówić (tj. Giorgi znalazł i zamówił).

Jak już wcześniej pisałyśmy, Elene pracuje w sklepikach muzealnych, w związku z tym zostałyśmy zaproszone na wernisaż nowej wystawy sztuki współczesnej. Na szczęście na górnym piętrze były obrazy Gudiaszwilego, Pirosmaniego i Kakabadze oraz rzeźby Nikoladze. No dobra, tak naprawdę wystawa (o ta) była całkiem fajna.
Wystawa w Galerii Narodowej. Jedno z dzieł :)
 Po wystawie nasi gruzińscy druzya zabrali nas na kolejny spacer - tym razem po dzielnicy żydowskiej.

Iva prowadzi przez dzielnicę żydowską. Od prawej: Giorgi, Iva, Elene, Julia.
Tu kolejny wpływ kultury żydowskiej na gruziń.... Nie, to tylko ornament, ale fajnie wygląda. Zresztą, kto wie...?
To dawna synagoga (zwróćcie uwagę na podobieństwo z tą przy naszym hostelu). 
Wydawałoby się, że to Julia w rogu i zwykły budynek w tle, ale ...
...jeśli przypatrzeć się oknom, widać znajomy symbol.
Muzeum Baazowa, w którym znajduje się kolekcja związana z gruzińskimi Żydami
I tym razem, na szczęście, nie udało się uniknąć tradycyjnego już wieczornego chaczapuri :)


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz